BLW - baby-led weaning,
to koncepcja sposobu rozszerzania diety niemowlaka o produkty stałe (no, w każdym razie inne niż mleko matki czy mleko modyfikowane). Nazwana i teoretycznie opracowana przez Gill Rapley.
Została opisana w książce, napisanej wspólnie z dziennikarką Tracey Murkett, opublikowanej w Polsce pod tytułem Bobas Lubi Wybór.
Ten poradnik to prawdziwa Biblia rodziców-wyznawców BLW :-)
to koncepcja sposobu rozszerzania diety niemowlaka o produkty stałe (no, w każdym razie inne niż mleko matki czy mleko modyfikowane). Nazwana i teoretycznie opracowana przez Gill Rapley.
![]() |
Ten poradnik to prawdziwa Biblia rodziców-wyznawców BLW :-)
Okazuje się, że dziecko nie potrzebuje pomocy w nauce jedzenia. Zadaniem opiekunów jest tylko udostępnienie małemu eksploratorowi urozmaiconego BEZPIECZNEGO jedzenia, przygotowanego w BEZPIECZNY sposób i podanego w BEZPIECZNYCH warunkach, poza tym dziecko, począwszy od ok. 6 miesiąca życia, może żywić się praktycznie samo, a Ty masz czas na obiad (w miłym towarzystwie maluszka o manierach jaskiniowca).
Książeczkę kupiłam w sklepie z ekologicznymi pieluszkami kiedy Ignaś miał 4 miesiące i coraz intensywniej myślałam o rozszerzaniu diety (chciałam się wreszcie dowiedzieć - przede wszystkim od kiedy, co i jak, czego nie wolno, co jest ważne...). W ogóle w tej sprawie nie czułam się kompetentna, a nie chciałam w 100% zaufać producentom słoiczkowej żywności dla niemowląt - w końcu jestem za moje maleństwo odpowiedzialna (okazuje się, że słusznie: niedługo wybuchła afera z MOM, mięsem oddzielanym mechanicznie w słoiczkach Gerbera, najlepszej marki). Poza tym roczek szybko mija i trzeba będzie przejść na zwykłe jedzenie tak czy siak. Internet pełen jest sprzecznych informacji, gdybym stosowała wszelkie zalecane (nawet przez położne na szkole rodzenia i wizycie patronażowej) ograniczenia potencjalnie uczulających pokarmów maluszkowi groziłby niezły szkorbut nie wspominając innych schorzeń. Potrzebowałam spójnego głosu rozsądku i konkretów - w tej książce to wszystko znalazłam.
Dzięki lekturze sporo zmądrzałam :) Na samym początku musiałam uzbroić się w cierpliwość - wbrew nadrukom ze słoiczków piersiowe dzieci nie powinny tak wcześnie zaczynać, mleko jest dla nich o wiele wartościowszym pokarmem niż smaczne ale gorzej strawne słoiczkowe czy inne jedzonko. Czekamy do ok. 6 miesiąca, aż Ignacy sam będzie gotowy (i będzie jako tako prosto siedział - żeby jedzenie było dla niego bezpieczne, zapomnijcie o karmieniu w odchylonym foteliku!).
Miałam przynajmniej czas, żeby trochę się rozejrzeć i przygotować:
No i zakup fotelika - rozważania jak przy zakupie wózka, czy samochodu :)
Metoda BLW zaleca spożywanie przynajmniej jednego posiłku dziennie razem z dzieckiem przy wspólnym stole - dziecko się socjalizuje, obserwuje i uczy przez naśladowanie, w efekcie np. szybciej zaczyna posługiwać się sztućcami, uczy bezpiecznie jeść.
Jeżeli dysponujemy takim rodzinnym stołem - idealny będzie fotelik bez tacki z możliwością dosunięcia do stołu. Okazuje się, że znalezienie takiego wcale nie jest łatwe - większość fotelików owszem, ma demontowalną tackę, ale problemem jest wysokość (brak regulacji, a większość jest zbyt wysoka) lub wręcz konstrukcja skutecznie uniemożliwiająca posadzenie szkraba przy stole (czasem jest to wręcz zabronione przez producenta - foteliki potrafią być na tyle niestabilne, że dziecko może wywrócić się odpychając od stołu).
Po naprawdę żmudnym research'u wreszcie znalazłam nasz ideał:
prosty, piękny mebelek, drewniany - egzotyczne bardzo wytrzymałe drewno, bezpieczny, łatwy w czyszczeniu, drogi - ale proporcja jakości do ceny jest naprawdę rewelacyjna plus oszczędzamy na zakupie kolejnego krzesełka ok. 3-go roku życia dziecka, niesamowity zakres regulacji, szerokie siedzenie i zdejmowane zabezpieczenia zamienią ten fotelik w krzesełko dla kilku-, kilkunasto- latka (nawet mi jest wygodnie, a przecinkiem bynajmniej nie jestem), no i zaprojektowany specjalnie do ustawienia przy "dorosłym" stole... (mogłąbym jeszcze długo zalety wymieniać :)
Metoda BLW zaleca spożywanie przynajmniej jednego posiłku dziennie razem z dzieckiem przy wspólnym stole - dziecko się socjalizuje, obserwuje i uczy przez naśladowanie, w efekcie np. szybciej zaczyna posługiwać się sztućcami, uczy bezpiecznie jeść.
Jeżeli dysponujemy takim rodzinnym stołem - idealny będzie fotelik bez tacki z możliwością dosunięcia do stołu. Okazuje się, że znalezienie takiego wcale nie jest łatwe - większość fotelików owszem, ma demontowalną tackę, ale problemem jest wysokość (brak regulacji, a większość jest zbyt wysoka) lub wręcz konstrukcja skutecznie uniemożliwiająca posadzenie szkraba przy stole (czasem jest to wręcz zabronione przez producenta - foteliki potrafią być na tyle niestabilne, że dziecko może wywrócić się odpychając od stołu).
Po naprawdę żmudnym research'u wreszcie znalazłam nasz ideał:
prosty, piękny mebelek, drewniany - egzotyczne bardzo wytrzymałe drewno, bezpieczny, łatwy w czyszczeniu, drogi - ale proporcja jakości do ceny jest naprawdę rewelacyjna plus oszczędzamy na zakupie kolejnego krzesełka ok. 3-go roku życia dziecka, niesamowity zakres regulacji, szerokie siedzenie i zdejmowane zabezpieczenia zamienią ten fotelik w krzesełko dla kilku-, kilkunasto- latka (nawet mi jest wygodnie, a przecinkiem bynajmniej nie jestem), no i zaprojektowany specjalnie do ustawienia przy "dorosłym" stole... (mogłąbym jeszcze długo zalety wymieniać :)
![]() |
Drewniane krzesełko DanChair (499 zł) duńskiej firmy BabyDan słynącej z produkcji (i wogóle wymyślenia!) bramek zabezpieczających dla dzieci. Kremowy kolor white-wash. |
Minusy? Pięknie zapakowany w płaskie pudełeczko produkt trzeba jednak złożyć. Zaczęłam, ale potem Ignaś mnie pochłonął i musiałam poprosić męża. Uwielbiam skręcać meble (tak jak w dzieciństwie uwielbiałam klocki Lego), ale przy tej ilości śrubek przyznam się, że jedną krzywo wkręciłam i popsułam (na szczęście samo krzesełko dobrze to zniosło) - dobrze, że producent dołożył zapas na takie okazje. Dziewczyny, radzę oszczędzić dłonie i od razu dowartościować męską Niezastąpioność Tatusiów ;)
Po zastanowieniu zamówiłam też poduszki. Teraz (przy każdym sprzątaniu pozostałości posiłku) cieszę się, że zrezygnowałam z pomysłu samodzielnego szycia - żaden mój ręczny wytwór nie byłby tak doskonały - materiał jest przyjemnie "materiałowy" w dotyku, a mimo to świetnie zaimpregnowany. Wszystkie ceratkowe plastikowe krzesełka mogą się schować :)
![]() |
Ikea ANTILOP 49,99 zł, tacka do dokupienia osobno (15 zł). |
Ciekawe, że ku podobnemu najprostszemu (czyli najwygodniejszemu) rozwiązaniu skłonili się projektanci BabyBjorn, chociaż to już oczywiście większa wygoda, hi-tech i najwyższa półka:
Kolacja z mamą, śniadanie z tatą - Ignaś, 6 miesięcy. |
Pierwsze stałe posiłki Ignaś jadł na kolanach mamy (i taty), bez litości dla maminej garderoby, a kiedy wreszcie już całkiem stabilnie wychodziło mu siedzenie (ale jeszcze nie siadanie) - w wysokim krzesełku dosuniętym do kuchennego rodzinnego stołu (ale to też nie od razu).
Najpierw Ignaś jadał stałe posiłki w czerwonym Jazzy Chicco z tacką, które niestety jest za wysokie jak na nasz stół (za stół musi służyć tacka), nie jest ani takie małe (potykam się o rozłożone nogi; złożone i postawione np. przy ścianie grozi przygnieceniem ciekawskiego malucha), ani łatwe w czyszczeniu (zakamarki "tapicerki"), ani max bezpieczne (przyznaję się do przycięcia paluszków przy instalacji tacki - zorientowałam się dopiero po chwili, po niewyraźnej minie Ignasia, chłopaczek nawet nie pisnął i dopiero po uwolnieniu się rozpłakał). Jak w końcu zarobiłam na wymarzone krzesełko DanChair od razu się przesiedliśmy :) a składane Jazzy służy nam "na wynos" - do dziadków i na imprezy.
Teraz do sprzedaży wszedł nowy model - Angel BabyDan, który ma nad DanChair kilka przewag - jest składany, łatwo zdejmuje się zabezpieczenie (nie trzeba już rozkręcać całego oparcia) i łatwiej zmienić pozycję podstawki pod nóżki. No i ma poduszki w komplecie (chociaż patrząc na cenę obejmukącą też leżaczek i łóżeczko - to niewielki bonus). Wada? Cena i stojak, jednak podstawa DanChair jest prawdopodobnie mniej inwazyjna w przestrzeni małego mieszkanka.
Po erze rączek przyszedł w końcu czas i na sztućce. Nasz mały jaskiniowiec postanowił się nieco ucywilizować. Najpierw chciał nas naśladować, ale próby wykorzystania plastikowego niemowlęcego widelca (nuby, w zestawie z łyżeczką, o fajnym "gąsienicowym" kształcie) doprowadzały go do skrajnej frustracji. Kiedy spróbowałam mu pomóc nabić coś na widelczyk - zrozumiałam dlaczego - nie dało się nabić dosłownie NICZEGO.
Dopiero zestaw "Moje pierwsze metalowe sztućce" Tommee Tippee dał radę :)
[w galerii produktu zdjęcia z pierwszego dnia - http://amoma.pl/pl/p/Moje-pierwsze-sztucce-metalowe-12m-/156] Ignaś dostał go do swojej dyspozycji zaraz po pierwszych urodzinach.
Poniżej filmik - na przykładzie naleśnika - ile frustracji przeżywa dziecko z powodu złośliwego oporu przedmiotów martwych i - dla równowagi - ile radości dostarczają mu własne sukcesy (tu Ignaś już ma 14 miesięcy).
Wysłużona miseczka z łyżeczkami BabyBjorn sprawdziła się też super - łyżeczka idealnie leży w rączce i buzi, nie można jej nawet włożyć za głęboko :), zakamarki miseczki robią to, do czego zostały zaprojektowane - zatrzymują krążącą w pogoni za jedzeniem łyżeczkę i pozwalają maluchowi sprawnie nagarniać jedzonko. Poniżej filmik z 14 i pół miesięcznym Ignasiem samodzielnie raczącym się ugotowaną przez mamę zbyt gęstą warzywną zupą (mieszanka warzyw z mrożonki, ryż i soczewica, oliwa, listki laurowe, oregano, tymianek, ziele angielskie i suszona natka pietruszki).
Czyli jesteśmy już na ostatniej prostej na drodze ku ucywilizowaniu naszego małego jaskiniowca :) Chociaż przed nami jeszcze spoooro pracy ;)
powoli będziemy na tej stronie opisywać nasze spostrzeżenia, uwagi i podpowiadać praktyczne rozwiązania